Dziewczę z sadu to chyba najbardziej słodka, cukierkowa i romantyczna z powieści Lucy Maud Montgomery. Niewiele tu jej trafnych i trzeźwych portretów czy obyczajowych smaczków, choć powieść nie jest ich całkiem pozbawiona. Historia jest wymyślna i naciągana, bohaterowie nieznośnie idealni, zakończenie nieprawdopodobne - ale całość mimo wszystko ma swój urok. Ot, staroświecki romans - przeczytałam go po raz pierwszy jako nastolatka, po raz drugi jako trzydziestoparolatka, za każdym razem z przyjemnością, choć nie jest to z pewnością moja ulubiona książka tej Autorki.
Nietypowo dla Montgomery - bohaterem powieści jest mężczyzna, a właściwie ideał mężczyzny: "Na jego widok mniej fortunni śmiertelnicy zastanawiali się, jakim prawem wszystkie dary losu przypadły jednemu osobnikowi. Był nie tylko mądry i przystojny, ale również obdarzony nieokreślonym wdziękiem, niezależnym od powierzchowności i zalet umysłu" (s. 11). Eric Marshall ukończył właśnie studia i postanowił po licencjacie zająć się prowadzeniem biznesu ojca, jednak na prośbę chorego przyjaciela zgadza się na krótko przejąć obowiązki nauczyciela w szkole w Lindsay, małej rolniczej osadzie na północy Wyspy Księcia Edwarda. Śmiertelnie znudzony pobytem na tym odludziu, jak i obowiązkami belfra, Eric szykuje się już do ucieczki, gdy podczas spaceru natyka się na położony na odludziu sad, a w nim - na ideał (rzecz jasna) dziewczęcia. "Twarz dziewczyny była owalna, a jej rysy, jakby wzięte wprost z kamei, wyrażały czystość, jaką mają oblicza aniołów i Madonn ze starych obrazów, nieskalanych tym co ziemskie" (s. 52). Dorzućmy do tego aksamitną cerę, grube czarne warkocze i błękitne oczy, które "błyszczały niczym gwiazdy" (s. 52) oraz genialną grę na skrzypcach. Okazuje się jednak, że życie dziewczyny to jedna wielka tajemnica - wiadomo kim jest, ale nikt z mieszkańców wioski nigdy jej właściwie nie widział, ponieważ trzymana jest przez opiekunów w izolacji, a w dodatku z winy własnej matki obciążona jest klątwą, w wyniku której nie może mówić. Oczywiście Eric wdrapie się zwycięsko na wszelkie kłody rzucane mu przez los pod nogi, więc powieść można czytać z satysfakcjonującą pewnością, że wszystko skończy się jak najlepiej. Jednocześnie należy przymknąć oko na nietolerancję (zapewne typową dla tamtych czasów, ale nietypową dla twórczości tej pisarki), sprawiającą, że każda osoba, w której żyłach nie płynie krew Anglosasów, jest z natury rzeczy podejrzana, a miłość do osoby niemej to powód do wstydu. Drugie oko przymykamy na fakt, że dla Erica podstawową zaletą Kilmeny jest jej zjawiskowa uroda.
Powieść była pierwotnie drukowana w czasopiśmie w odcinkach pod tytułem Una of the Garden, dopiero kiedy wydano ją w wersji książkowej bohaterka zyskała imię Kilmeny, a powieść tytuł Kilmeny of the Orchard. Była to trzecia wydana powieść pisarki, po dwóch tomach Ani, ukazała się w 1910 r. Nie udało mi się znaleźć informacji, czy Kilmeny została wydana w Polsce przed 1945 r., ale pierwsze powojenne wydanie miało miejsce w 1989 r. (Wydawnictwo Optimus). Od tamtej pory była wielokrotnie wznawiana, pod różnymi tytułami (Dziewczę z sadu, Kilmeny z sadu, Kilmeny ze starego sadu, Kilmeny ze Starego Sadu, Kilmeny z kwitnącego sadu) i w co najmniej czterech różnych przekładach.
L.M. Montgomery, Dziewczę z sadu, tłum. Magdalena Koziej, Wyd. Egmont 2014.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz