Ciepła opowieść w sam raz na Dzień Babci i Dzień Dziadka, o wspaniałej relacji łączącej dziadków z wnukami.
Myrka i Piotrek mają oczywiście swój dom rodzinny, z kochającą mamą i czasem nieco surowym, ale równie kochającym ojcem, filologiem klasycznym. Jednak przedkładają nad niego dom dziadków, w którym czują się najbardziej u siebie. Drewniany dom (żadnych wielkich wygód, telewizora, komputera - kto o tym wtedy słyszał, telefonu nawet brak), pełen tak cudownych skarbów jak stary samowar, który dziadek przerabia na automobil, czy guziki gromadzone przez babcię, a jeszcze bardziej - pełen miłości i akceptacji. Piotrek jest szalonym wynalazcą (zdaje się, że odziedziczył te ciągoty po dziadku właśnie), a jego wynalazki, jak choćby Maszyna do Straszenia Nieproszonych Gości, potrafią przyprawić ojca prawie o zawał. Dziadek natomiast, zamiast się denerwować, chętnie bierze udział w udoskonalaniu przedziwnych wytworów wnuczkowej wyobraźni. Babcia zwana Rzymem (a także Sekundą, Minutką i milionem innych imion) ma ogromne poczucie humoru, uwielbia tańczyć i zbierać grzyby, z każdym chętnie porozmawia, a wnuki spokojnie wyratuje z dowolnych tarapatów, czy to zniszczony strój galowy, czy ucieczka z domu. Każdemu życzyłabym takich dziadków, a sobie - żeby kiedyś być taką babcią dla własnych wnuków. Historie o domu dziadków przeplatane są baśnią, opowiadaną przez dziadka, o dzielnym królu Mateuszu i jego spotkaniach z czterema żywiołami.
Powieść ukazała się po raz pierwszy w 1967 r. i doczekała wznowienia w 1970 r. - nowszych wydań brak. Sama nie zetknęłam się z tym tytułem w dzieciństwie, nie w całości. Ale fragment o świętowaniu lanego poniedziałku ("Empiryczne mazurki") był zamieszczony w zbiorze opowiadań i pamiętam go doskonale (tytułu zbioru nie mogę sobie przypomniec, ale postaram się uzupełnić tę informację).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz